Jak sprawdzić kontrahenta? - przykłady z życia

Przykłady weryfikacji kontrahenta

Chłopcy z ferajny

Klient – pewien fundusz inwestycyjny, zaangażował się w projekty związane z branżą pożyczek korporacyjnych pod zastaw nieruchomości. Moim zadaniem było sprawdzenie podmiotów, co do których klient nie posiadał pełnych informacji, lub też nie był przekonany co do ich wiarygodności. W dzisiejszym oraz kolejnym artykule chciałbym przedstawić efekty kilku z takich sprawdzeń. Zaczniemy od spółki, która działała na rynku od kilku lat, a wspólnicy, stanowiący jednocześnie zarząd firmy, wywodzili się z sektora finansowego. Byli to ludzie bardzo młodzi, których kariera korporacyjna zakończyła się co najwyżej na niższym szczeblu kierowniczym. Mimo to, kierowana przez nich spółka udzielała pożyczek w wysokości od kilkuset tysięcy, do kilku milionów złotych. Żadna ze wspomnianych osób nie dysponowała na pierwszy rzut oka zapleczem finansowym, które tłumaczyłoby takie możliwości. Zacząłem więc analizować powiązania osobowe i kapitałowe, aby odnaleźć potencjalnych, ukrytych udziałowców oraz inwestorów. Struktura grupy nie odbiegała od rynkowej konkurencji. Większość pozycji KRS stanowiły spółki celowe, powoływane dla sfinansowania konkretnych projektów. Jedna z nich okazała się jednak przechodzić w aktach postępowania prokuratorskiego dotyczącego oszustwa. W jego wyniku weszła w posiadanie nieruchomości wartej około 25 milionów PLN, a scenariusz jako żywo przypominał słynny już „estoński przekręt”. Działając w zorganizowany sposób oszuści najpierw ukradli dokument tożsamości pewnego przedsiębiorcy, a następnie posłużyli się nim, aby odebrać mu bardzo atrakcyjną działkę. Zrobili to jednak w sposób wyszukany i trudny do udowodnienia. Posługując się skradzionym dowodem, ustanowili jego właściciela prezesem uśpionej spółki. Następnie obudzili tę spółkę, by pod zastaw wspomnianej nieruchomości i za aprobatą nowego prezesa wziąć pożyczkę w badanej przeze mnie firmie. Pożyczkę w wysokości 2 milionów złotych wypłacono w gotówce, po wcześniejszym przepuszczeniu przez kilka rachunków. Wszystko to zajęło oszustom mniej niż tydzień. Na szczęście dla okradzionego przedsiębiorcy, zachował on czujność i szybko odkrył, że w tajemniczych okolicznościach przestał być właścicielem swojej najcenniejszej nieruchomości. Natychmiast podjął kroki zmierzające do unieważnienia zarówno pożyczki, jak i wpisów w księdze wieczystej. Na te działania zareagował zarząd sprawdzanej przeze mnie spółki. Zareagował zarzucając oszukanemu biznesmenowi, że to on wszystko zaplanował i chciał okraść firmę pożyczkową. Mniej więcej na tym etapie sporu pojawiłem się ja i mój wścibski nos. I choć do akt postępowania zajrzeć się nie udało, to udało się ustalić inne fakty. Po pierwsze notariusz, który tworzył wszystkie akty notarialne związane ze sprawą, łącznie z tymi dotyczącymi uśpionej spółki, od kilku lat obsługiwał firmę pożyczkową. Powiązana z nią spółka celowa, która udzieliła pożyczki, miesiąc przed tym faktem sama wyemitowała obligację na kwotę ponad 20 milionów złotych. Wreszcie umowa spółki, mniej więcej miesiąc wcześniej została zmieniona. Zgodnie z tą zmianą, aby udzielić pożyczki w kwocie do 300 tyś PLN, spółka potrzebowała zgody całego zarządu. Powyżej tej kwoty, wystarczyła jedynie zgoda prezesa. W chwili podpisywania umowy pożyczki, poza notariuszem obecni byli również prezes firmy pożyczkowej i szef jej działu prawnego. Obaj zeznali, że umowę dobrowolnie i we własnej osobie podpisał oszukany biznesmen. To oczywiście żaden dowód, ale do uznania kogoś za niewiarygodnego partnera na całe szczęście nie potrzebne są dowody. Do tych samych wniosków doszedł mój klient, który natychmiast zamknął temat ewentualnej współpracy z badanym podmiotem. Ludzie zatrzymani w związku z wypłaceniem kwoty pożyczki okazali się słupami i odmówili składania zeznań. To oznaczało brak ogniwa pośredniego, a tym samym możliwości skierowania oskarżenia przeciw ich mocodawcom. Przynajmniej w tamtym czasie. Zanim zasiadłem do opisania tego przypadku, odświeżyłem sobie obraz sytuacji. Finalnie nieruchomość wróciła do prawowitego właściciela. Jego podpisy pod dokumentami pożyczki okazały się sfałszowane. Po przeprowadzonym kilka dni temu sprawdzeniu, z niemałą satysfakcją stwierdziłem, że zarówno prezes, jak i CLO badanego podmiotu, pod koniec zeszłego roku zostali hurtowo wykreśleni z zarządów oraz rad nadzorczych wszystkich podmiotów, z którymi byli powiązani. Ktoś wie, co to najpewniej znaczy?

Sprawdź - wywiad gospodarczy Warszawa oraz weryfikacja kontrahenta.

Bob budowniczy

Pewien początkujący deweloper zwrócił się do mnie w sprawie weryfikacji generalnego wykonawcy. Zlecenie dotyczyło budowy kilku domów w zabudowie bliźniaczej, a oferta przedstawiona przez kontrahenta biła na głowę konkurencję. Miało być szybko, tanio i dobrze. Tyle, że takie rzeczy to zazwyczaj w bajkach, a zasadę 2 z 3 zna chyba większość przedsiębiorców. Klient postanowił rozważyć ofertę, ale jednocześnie przyjrzeć się firmie, która ją złożyła. Sprawa okazała się dosyć prosta, bo w grę wchodziła jednoosobowa działalność, a prześwietlenie jej właściciela nie było szczególnie czasochłonne. Wynik był za to dosyć zaskakujący. Otóż człowiek prowadzący sprawdzaną działalność był niczym noworodek. Niewinny, bez długów i z zerowym doświadczeniem. Ciekawsze było jednak to, że ofertę w jego imieniu złożył ojciec, doświadczony budowlaniec. I tu zrobiło się ciekawie, bo senior miał zaległości zarówno w ZUS, jak i US. Ponadto był prawomocnie skazany za oszustwo, choć wyrok wydano w zawieszeniu. Dla mnie sprawa wydała się być zamknięta, klient jednak okazał się niezwykle wyrozumiały, tudzież mocno zauroczony ofertą. Uzbrojony w otrzymany ode mnie raport udał się na kolejne spotkanie z potencjalnym wykonawcą i wprost zapytał zarówno o kwestię tożsamości, jak również karalności i długów. Odpowiedź była rozbrajająco szczera. Owszem, potencjalny wykonawca nie płacił podatków i przedstawiał w urzędach różne papiery, ale kto dziś nie kombinuje? Poza tym, względem kontrahentów był zawsze uczciwy, a z każdej budowy schodzi terminowo i w asyście owacji inwestora. A ponieważ państwo jakie mamy, każdy widzi, to wciąż buduje domy, tylko teraz na konto syna. Do tego ma świetne dojścia do materiałów i pracują u niego głównie Ukraińcy, więc ceny ma nie do przebicia. Ku mojemu przerażeniu, dla klienta było to wystarczające wytłumaczenie, a budowa ruszyła. I trzeba przyznać, że szła zaskakująco dobrze. Do chwili, kiedy ceny materiałów nie odfrunęły, a magiczne do nich dojście odfrunęło razem z nimi. Potem wojenna zawierucha za naszą wschodnią granicą pozbawiła wykonawcę większości rąk do pracy. Summa summarum, wszystko co mój klient zaoszczędził w wyniku recepty na sukces wypisanej przez dotychczasowego wykonawcę, trzeba było, i to ze sporą dopłatą, przekazać nowemu, który dokończył projekt z dużym poślizgiem. Morał z tego płynie następujący: jeśli genialny plan biznesowy rozbija się o skarbówkę i ZUS, to mało prawdopodobne, że przetrwa starcie z pandemią i wojną.

Brytyjski łącznik

Pewna dynamicznie rozwijająca się firma z branży stalowej padła ofiarą własnego sukcesu. Z jednej strony mnóstwo nowych, intratnych zamówień, z drugiej zbyt krótka linia kredytowa i bezduszność bankowych algorytmów. Według bankierów, mój klient działający od niedawna pod szyldem spółki z o.o. nie mógł otrzymać środków na realizację nowych zleceń, bo był zbyt krótko na rynku. Nie pomogły żadne tłumaczenia, listy intencyjne itp. Nie pomogło również doświadczenie zdobyte wcześniej, gdy działał jako osoba fizyczna. Nie i już. Aby więc sprostać wyzwaniu, zaczął poszukiwać alternatywnych rozwiązań, co w tym konkretnym przypadku oznaczało konieczność skorzystania z tzw. pośredników z dobrymi dojściami. W wyniku serii spotkań, poleceń oraz przeczuć, które równie dobrze można było zastąpić losowaniem karteczek z nazwiskami z beretu babci, w świetle jupiterów pojawił się niejaki Pan O. Pan O. miał imponujące resume. Skończył SGH i UW, zaliczył trójkąt marzeń (PWC, Deloitte oraz E&Y żeby nie było niejasności), zagościł też w londyńskim City, aby ostatecznie otworzyć nad Tamizą własną, renomowaną firmę doradczą z magicznym skrótem Ltd na końcu. Pan O., a raczej jego brytyjska spółka miała również piękną stronę internetową. Można się było z niej w kilku językach dowiedzieć, że jest bogiem finansjery, zatrudnia rzeszę zróżnicowanych rasowo pracowników, których doświadczenie onieśmieliłoby samego Gordona Gecko. Przy tym wciąż ma ogromny sentyment do ojczyzny i niemal pro bono wspiera będących w potrzebie, rodzimych przedsiębiorców. Zatarłem więc ręce, bo wyzwania to me drugie i trzecie imię i zacząłem, nie bez podziwu, rozkręcać Pana O. na czynniki pierwsze. Zacząłem od brytyjskiej spółki i tu pierwsza niespodzianka. Firma oficjalnie zatrudniała tylko jednego pracownika, a jej obroty nie wystarczyłyby nawet na utrzymanie serwisu sprzątającego. Przyjrzałem się nazwiskom pracowników na firmowej stronie. Niestety nie udało mi się nigdzie potwierdzić ich doświadczenia. Żadnego z nich nie odnalazłem również w socjal mediach. Sięgnąłem więc po narzędzia mniej wyszukane i bez specjalnej nadziei użyłem zdjęć z firmowej strony do odnalezienia podobnych obrazów w Internecie. Na pierwszy ogień poszedł dyrektor ds. finansowych. Jego twarz okazała się na tyle charakterystyczna, że algorytmy wyszukiwarek szybko znalazły inne przedstawiające go fotografie. A to skręcającego z uśmiechem meble, a to znów zapoconego i spoglądającego na trzymany w ręku dezodorant. CFO, podobnie jak reszta zmyślonych pracowników okazał się być modelem z jednego z internetowych banków obrazów. Adres spółki prowadził do wirtualnego biura. Dla odmiany polski adres Pana O. wskazywał na 3 pokojowe mieszkanie na Wawrze, z ostrzeżeniem o egzekucji komorniczej. Kuriozalnie, okazało się że Pan O. rzeczywiście jest zdolny, ma dobre kontakty i duże doświadczenie. Faktycznie pracuje w londyńskim City. Wpis w księdze wieczystej wynikał natomiast z przyjęcia spadku po ojcu, który miał niemal wyłącznie długi. Pracujący w Londynie syn nie miał o tym pojęcia. A stronę i współpracowników wymyślił, bo choć świetnie znał się na swojej pracy i odnosił sukcesy pracując w brytyjskiej korporacji, to potrzebujący jego pomocy rodacy za wszelką cenę chcieli mieć do czynienia CEO, CFO i różne inne co.

Pytania?
Skontaktuj się

Formularz kontaktowy

    Wyrażam zgodę na przetwarzanie danych osobowych przez Inveritas Tomasz Broniś z siedzibą w Grodzisku-Mazowieckim, przy ulicy Osowieckiej 1G w celu przesyłania treści marketingowych na mój adres e-mail lub numer telefonu podany powyżej w formularzu kontaktowym.

    Zawiadamiamy, że administratorem Państwa danych osobowych podanych w powyższym formularzu jest Inveritas Tomasz Broniś z siedzibą w Grodzkisku-Mazowieckim, przy ulicy Osowieckiej 1G. Wszelkie pytania i wątpliwości prosimy kierować do naszego ADO, Tomasz Broniś na adres kontakt@inveritas.pl. Państwa dane przetwarzane będą wyłącznie w celu udzielenia odpowiedzi na zapytanie zgodnie z zasadą, która głosi, że przetwarzanie danych jest zgodne z prawem jeżeli jest niezbędne w celu realizacji umowy lub przed jej zawarciem. W przypadku wyrażenia powyższej zgody, dane będą również wykorzystywane do przesyłania treści marketingowych. Pełne informacje o danych osobowych znajdziecie Państwo w naszej polityce prywatności.