Państwowe bezprawie, czyli jak obronić biznes przed zachłanną władzą

Jakiś czas temu, pewnemu znaczącemu warszawskiemu przedsiębiorcy, złożyło wizytę dwóch smutnych panów z trzyliterowej instytucji. Przynieśli w teczce kandydata na wiceprezesa jednej ze spółek należących do biznesmena. Zasugerowali jednocześnie, że odmowa może znacząco i negatywnie wpłynąć na sytuację firmy. Owym kandydatem był szef jednej ze służb specjalnych, pakujący swoje walizki po wyborach. Zarówno on sam, jak i związani z nim ludzie znani byli w środowisku, jako merytoryczni pozerzy. Wiedział o tym również wspomniany przedsiębiorca, rozmowa zakończyła się więc na wskazaniu panom drzwi i pogłębieniu smutku na ich obliczach. Niestety jest to przykład odosobniony, a większość pozostałych występów tego, jak i jemu podobnych duetów, robiła na odwiedzanych przedsiębiorcach i menadżerach zupełnie odmienne wrażenie. Efektem ich działań było więc często obsadzanie, w ciemno, teczkowymi kandydatami wskazanych stanowisk. 
Państwowe bezprawie

Każda władza odczuwa pokusę jak największej ingerencji w życie obywateli. Powodów takiego działania wyjaśniać nie trzeba, ponieważ wynikają z ułomności ludzkiej natury. Póki zjawisko ma charakter marginalny, a prawo stoi na straży wolności osobistej i gospodarczej, problem nie stanowi dla przedsiębiorców istotnego zagrożenia. Gorzej, jeśli wścibski nos i chciwe łapska rządzących uznają, że osobista korzyść jest ważniejsza, niż interes społeczny oraz prawa obywatelskie. Czasem, jak w opisanym powyżej przypadku, dzieje się tak, kiedy robiący polityczną karierę nieudacznicy, bojąc się utraty poparcia, szukają dla siebie opcji awaryjnej. Częściej jednak, zwłaszcza w ostatnim okresie, do nadużyć dochodzi, ponieważ ludzie związani z władzą czują się na tyle silni i bezkarni, że swoje interesy realizują bez poszanowania prawa. Ten stan jest wprost efektem, a w zasadzie ewolucją słynnej maksymy TKM, wcielanej w życie przez kolejne ekipy rządzące naszym krajem. Do tego, że objawia się ona skokiem na wszelkie możliwe urzędowe stanowiska, spółki skarbu państwa oraz te należące do samorządów, przywykliśmy już tak mocno, że w zasadzie uznajemy to za normę. Niestety, im większa liczba nieudaczników stoi za daną formacją, tym więcej stanowisk potrzeba. Z próżnego, jak wiemy, i Salomon nie naleje, więc w pewnym momencie pokusa staje się tak silna, że rządzący decydują się zdobywać przyczółki również w prywatnym biznesie. Metody są różne, ponieważ państwo posiada szereg narzędzi, które w normalnych warunkach mają służyć poprawnej realizacji jego roli. Przykład wykorzystania służb specjalnych, choć autentyczny, jest na całe szczęście rzadki. Częściej spotkamy się z „rutynową” kontrolą urzędu skarbowego, wizytą pracowników PIP podjętą na skutek „anonimowej” informacji, czy „problemami” z uzyskaniem takiej lub innej koncesji. Jak mawiano w ZSRR, dajcie człowieka, a paragraf też się znajdzie. Bardzo to smutne, bo świadczy o słabości państwa. A tam, gdzie państwo przestaje być gwarantem sprawiedliwości i ostoją bezpieczeństwa, trzeba sobie radzić samemu i nie załamywać rąk. Pamiętajmy, że rozbój, nawet jeśli jest dokonywany rękami państwa, nadal jest rozbojem, a przewaga ludzi, którzy go dokonują jest w większości przypadków jedynie psychologiczna. Bazują na strachu przed potęgą instytucji, bez której są nikim. Kiedy zdamy sobie z tego sprawę, uświadomimy sobie również, że w walce urzędowym bezprawiem, nielegalną inwigilacją służb, czy naciskami politycznymi wcale nie jesteśmy skazani na porażkę. Polska to dla prowadzących działalność gospodarczą prawdziwa szkoła przetrwania. Nieżyciowe przepisy, represyjny aparat fiskalny i konkurencja czyhająca na najmniejszy błąd sprawiły, że każdy, kto próbuje w tym wszystkim swoich sił, wcześniej lub później poczuje się, jak osamotniony bohater któregoś z westernów Sergio Leone. Dla przedsiębiorcy, który działa na rynku choćby od 3-4 lat, walka w sądzie, urzędzie, czy z dłużnikiem, to niemal rutyna. Z czasem wezwania do zapłaty, wyjaśnień, kontrole czy grzywny stają się elementem równie stałym i wliczonym w koszty, co rachunki telefoniczne. Dla ludzi stojących po drugiej stronie, wyciagnięcie sprawy na światło dzienne, konieczność wyjaśniania sytuacji, czy składania zeznań może natomiast oznaczać nie tylko utratę przewagi, ale również zaufania ich mocodawców oraz pozycji. Nieuczciwi urzędnicy czy funkcjonariusze kochają ciszę oraz cień i bardzo boją się, by ktoś nie spojrzał im na ręce. Dlatego zrobią wszystko, by obrani za cel przedsiębiorcy odnieśli wrażenie, że dochowanie tajemnicy leży również w ich interesie. To pierwszy element systemu zastraszania i wymuszania, który jest jednocześnie jego najsłabszym ogniwem. Bez względu na to, czy zaistnienie sytuacji o charakterze korupcji politycznej lub samowoli urzędniczej zgłosimy prawnikowi, dziennikarzowi, czy ekspertowi w zakresie bezpieczeństwa biznesu, wykonujemy pierwszy i najważniejszy krok, pozwalający nam nabrać dystansu i zrozumieć istotę problemu. Kolejnym krokiem będzie zawsze ocena, czy i ewentualnie jakim zapleczem dysponują nasi przeciwnicy. Jako menadżerowie, inwestorzy, przedsiębiorcy, sami wiemy najlepiej, czy mamy na sumieniu coś, co może zostać wykorzystane przeciw nam, a przede wszystkim, czy druga strona może o tym wiedzieć. Tu pojawia się kolejny istotny element, a mianowicie ochrona informacji wrażliwych w przedsiębiorstwie oraz polityka bezpieczeństwa, o której niestety polski biznes wciąż wie bardzo niewiele. Pokutuje przekonanie, że to temat kosztowny i ocierający się o fantastykę filmową. Tymczasem, w przeważającej większości przypadków wystarczą odpowiednie szkolenia, doświadczony doradca i determinacja. Ludzie kryjący się pod płaszczykiem państwowych instytucji, samorządu, czy organizacji politycznych chętniej obiorą za cel firmę lub osobę, o której wiedzą więcej i do której będą mogli się zbliżyć, nie narażając jednocześnie swojej pozycji. Przedsiębiorcy świadomi swojej faktycznej sytuacji i uczuleni na kwestie bezpieczeństwa, będą celem o wiele trudniejszym, a zatem mniej narażonym na ataki. Oczywiście trudno wymagać od przedsiębiorcy, borykającego się z ciężarem biznesowego dnia powszedniego, by poza swoimi normalnymi obowiązkami, dbał z równym przekonaniem i wiedzą, o szeroko pojęte bezpieczeństwo własnego biznesu. W tym miejscu z pomocą przychodzą jednak ludzie, dla których jest to temat znany oraz którzy potrafią przewidzieć, jakie kroki podejmie druga strona i gdzie najchętniej wściubi nos zachłanny, skorumpowany, czy czujący się bezkarnym, przeciwnik. Po raz kolejny należy podkreślić, że w większości przypadków, sprzymierzeńcem przestępców kryjących się za służbowymi legitymacjami jest nieświadomość ich ofiar, podobnie jak przeświadczenie, że obowiązujące w państwie procedury ograniczają urzędową samowolę. Niejednokrotnie spotykałem się w kontaktach z klientami z przekonaniem, że nie mogą być podsłuchiwani lub śledzeni bez odpowiedniej podstawy prawnej. Że zatrzymanie wymaga przedstawienia zarzutów, a przeszukanie bez odpowiedniego nakazu lub inna forma naruszenia prywatności jest nie do pomyślenia. Przepisy przepisami, a drobny druk swoje. W tym przypadku owym drobnym drukiem są wszelkie kruczki, stosowane przez służby, aby obejść krępujące regulacje. Oczywiście, by nagranie z podsłuchu mogło stanowić dowód w znaczeniu formalnym, musi spełniać wymogi, a zatem bazować na odpowiednim nakazie. Każdy policjant wie jednak, że co innego móc coś udowodnić, a co innego o tym wiedzieć. Dowód jest niezbędny do postawienia zarzutu. Do szantażu wystarczy wiedza. A jeśli celem jest właśnie szantaż, wszelkie przepisy, prawa obywatelskie i normy moralne lądują w śmietniku. Współczesna technologia bardzo ułatwiła prowadzenie inwigilacji obywateli. Gadżety rodem z filmów o Bondzie można kupić za grosze w Internecie. Bez kontroli i opamiętania podsłuchiwać może dziś każdy. Mąż żonę, matka dziecko, szef pracowników, a stalker swoją ofiarę. W tej sytuacji wyjątkową naiwnością wykaże się ten, kto wierzy że funkcjonariusze i urzędnicy są w tej kwestii wyjątkiem. Wiedza pozyskana od informatorów, kolegów po fachu, czy tez w wyniku prowadzonych legalnie dochodzeń, może zostać wykorzystana w sposób niemoralny lub wręcz niezgodny z prawem. Niejednokrotnie ustne, a zatem w żaden sposób nieudokumentowane polecenie, umocowanego politycznie przełożonego, jest wystarczające by jego podwładni złamali każdy przepis, byle nie narazić się na zemstę aktualnego układu. O tzw. areszcie wydobywczym, który łamie wszelkie możliwe przepisy stanowiące fundament praw człowieka, napisano już nie jeden doktorat, więc pozwolę sobie tę kwestię pominąć. Również dlatego, że celem niniejszego artykułu nie jest straszenie, a uświadamianie. Świadomość zagrożenia to pierwszy i niezbędny element, by właściwie podejść do jego neutralizacji. Długo zastanawiałem się nad opublikowaniem tego tekstu. Jakiś czas spędził w szufladzie, odkurzany jedynie w celu drobnych aktualizacji. Niestety to, co dzieje się w Polsce w ostatnim czasie sprawiło, że uznałem iż czas zdać sobie sprawę z wypełzającego zza pleców władzy zagrożenia. O ile zagrożenie to jeszcze nie uderza odczuwalnie w ogół obywateli, o tyle z całą pewnością rodzimi przedsiębiorcy przekonają się o jego istnieniu o wiele wcześniej, niż pozostali. Pazerność i prymitywizm dają o sobie znać w pierwszej kolejności i w pierwszej kolejności uderzają tam, gdzie poczują zapach pieniądza. Pewna stara wojenna maksyma będzie w tym miejscu znakomitą pointą. Pragniesz pokoju, szykuj się na wojnę. Pamiętajmy, że po drugiej stronie też są ludzie. Popełniają błędy i mają słabości, a przede wszystkim działają w oparciu o posiadane informacje. Im mniej ich mają, tym trudniej podejmować im skuteczne i zorganizowane kroki. A im więcej my o nich wiemy, tym łatwiej obrócić ich plany w ruinę, zanim jeszcze przyzwyczają się do myśli, że łatwiej zabrać nasze, niż zapracować na swoje. To ważne, by pamiętać że to nie państwo stoi za bezprawiem, ale ludzie próbujący sprawić wrażenie, że państwo to oni. Osoby, które czytając powyższy tekst uznają, że temat dotyczy ich samych, bądź ich firm, zapraszam do kontaktu i zapoznania z naszą ofertą na www.inveritas.pl Oczywiście zdaję sobie sprawę, że temat został potraktowany dosyć ogólnie, a zawodowa odpowiedzialność nie pozwala na przywołanie konkretnych przypadków. Mam jednak nadzieję, że choć po części uda mi się zwrócić uwagę polskich przedsiębiorców na problem, który w mojej opinii, może w następnych kilku latach stać się przyczyną upadku wielu rodzimych firm.

Pytania?
Skontaktuj się
Trumpolina dla Putina

Trumpolina dla Putina

Trumpolina dla Putina Sprawa ewentualnego posiadania przez Rosjan materiałów kompromitujących Donalda Trumpa już mocno przycichła, więc to zdecydowanie dobry moment,

Czytaj dalej...

Formularz kontaktowy

    Wyrażam zgodę na przetwarzanie danych osobowych przez Inveritas Tomasz Broniś z siedzibą w Grodzisku-Mazowieckim, przy ulicy Osowieckiej 1G w celu przesyłania treści marketingowych na mój adres e-mail lub numer telefonu podany powyżej w formularzu kontaktowym.

    Zawiadamiamy, że administratorem Państwa danych osobowych podanych w powyższym formularzu jest Inveritas Tomasz Broniś z siedzibą w Grodzkisku-Mazowieckim, przy ulicy Osowieckiej 1G. Wszelkie pytania i wątpliwości prosimy kierować do naszego ADO, Tomasz Broniś na adres kontakt@inveritas.pl. Państwa dane przetwarzane będą wyłącznie w celu udzielenia odpowiedzi na zapytanie zgodnie z zasadą, która głosi, że przetwarzanie danych jest zgodne z prawem jeżeli jest niezbędne w celu realizacji umowy lub przed jej zawarciem. W przypadku wyrażenia powyższej zgody, dane będą również wykorzystywane do przesyłania treści marketingowych. Pełne informacje o danych osobowych znajdziecie Państwo w naszej polityce prywatności.