IPN, czyli szpiegowski komediodramat w trzech aktach

Kiedy już myślałem, że tej kupki popiołu, jaka została po polskich służbach nikt bardziej nie sponiewiera, za sprawę wziął się mistrz od żonglowania teczkami, Sławomir Cenckiewicz. Gdybym był złośliwy, dodałbym że Cenckiewicz, jak każdy teoretyk, ma niewielkie pojęcie o tym, co w praktyce oznacza dla instytucji odpowiedzialnych za bezpieczeństwo państwa, jego beztroskie polowanie na czarownice. Niemniej jednak, muszę też przyznać, że w jakiejś mierze podziwiam sposób pracy Szefa IPN. Jakichże poświęceń wymaga od niego konieczność pochylania się nad odpowiednimi teczkami na tyle dokładnie, by broń Boże nie wyciągnąć tych, które dotyczą jego partyjnych kolegów.
IPN

To nawet mogłoby być zabawne, gdyby nie fakt, że z punktu widzenia kogoś, kto przepracował w wywiadzie całkiem sporo czasu, takie występy, jak ujawnienie zagranicznych aktywów służby, śmierdzą zdradą na kilometr. Nie ma przy tym żadnego znaczenia, że te osoby już dla nas nie pracują, a być może nawet nie żyją. Pomyśleć, że jest inaczej, może tylko zadufany w sobie urzędniczyna, którego wyobraźnia jest tak ograniczona, że nie obejmuje skutków postawienia gdzieś takiej, a nie innej pieczątki. Wyobraźmy sobie, że w siedzibie FSB, grupa jej pracowników powołana pewnie dzień po tym, jak kierownictwo IPN ujawniło dokumentację współpracowników naszego wywiadu, kartka po kartce weryfikuje właśnie wszystkie znalezione tam nazwiska. Porównuje je z własną bazą danych oraz sprawdza, z kim osoby te utrzymywały kontakty i do jakich informacji miały dostęp. Na tej podstawie można nie tylko zidentyfikować zainteresowania naszego wywiadu, ale przede wszystkim wskazać kolejne osoby, które mogły dla nas pracować, a przede wszystkim zidentyfikować pracowników polskiego wywiadu, którzy te źródła prowadzili. Kto przy zdrowych zmysłach zgodzi się współpracować ze służbą, która nie dba o bezpieczeństwo źródeł? Jak w tej sytuacji, pracujący w terenie oficer wywiadu, ma przekonać swojego informatora, że nic mu nie grozi? Nijak. Bo Cenckiewicz właśnie zrobił z niego klauna. Do faktu, że zarówno obecna, jak i poprzednia władza zatrudniała na stanowiskach kierowniczych w służbach specjalnych, operacyjnych impotentów, których głupota rozchodziła się po środowisku szybciej, niż drukarki wypluwały z siebie ich kolejne awanse, przywykli już chyba wszyscy.

Póki gdzieś na dole tej drabiny, w polu i na pierwszej linii, pracują ludzie z finezją, charakterem i doświadczeniem, równoważenie decyzji podejmowanych przez idiotów jest możliwe. Kłopoty zaczynają się wtedy, kiedy idioci, poza tym, że podejmują idiotyczną decyzję, starają się też za wszelką cenę wpłynąć na każdy szczegół jej realizacji. W ten sposób od bardzo dawna funkcjonują polskie służby, których zdolności operacyjne są systematycznie niszczone przez kolejne ekipy politycznych nieudaczników. Pierwszym ciosem było zwolnienie z pracy funkcjonariuszy, którzy rozpoczęli pracę przed 1989 rokiem. Przypomnijmy, że zwalniano nawet tych, którzy pozytywnie przeszli weryfikację podczas tworzenia nowych służb, a sposób zwalniania, nie miał nic wspólnego ze standardami, jakie powinny być w takich sytuacjach utrzymywane. Zwolnienie z dnia na dzień, setek ludzi dysponujących wiedzą na temat pracy naszych służb, to przede wszystkim prezent dla wroga. Skoro my nie potrafimy, lub raczej nie chcemy zagospodarować ich wiedzy i umiejętności, on z całą pewnością zrobi to za nas. Oczywiście większość ze zwolnionych funkcjonariuszy uniosła się honorem, machnęła ręką i zaczęła się cieszyć emeryturą. Wróg też o tym wiedział, więc początkowo łowy były marne. Sytuacja zmieniła się w chwili, w której idioci po raz kolejny dali o sobie znać i postanowili odebrać emerytury byłym funkcjonariuszom PRL-owskich służb.

Tu nasuwa się pytanie, po cholerę wydawano miliony na weryfikację tych ludzi, skoro na końcu i tak zwolniono i ukarano wszystkich, stosując odpowiedzialność zbiorową? Gdzie tu logika, gdzie sens? I przede wszystkim, gdzie wyobraźnia? A nie trzeba jej wiele, by zdać sobie sprawę, że ludzie zwolnieni z pracy w haniebny sposób, opluwani, a na koniec pozbawieni środków do życia będą łakomym kąskiem nie tylko dla obcych służb, ale również organizacji przestępczych i biznesu. Wszystko to, gdyby spojrzeć na fakty z osobna, ukazuje obraz strasznej głupoty i partactwa, w dziedzinie w której swego czasu byliśmy istotnym graczem. Polski wywiad nigdy nie miał wynalazków rodem z Jamesa Bonda, kosmicznej technologii, którą dysponują Amerykanie, czy rozmachu i cierpliwości Rosjan. Mieliśmy jednak świetnych specjalistów, których główną bronią był intelekt, ogromna wiedza i równie wielka pomysłowość. Dla każdej szanującej się służby, byli pracownicy to skarb. Korzysta się z ich wiedzy, jako konsultantów. Z ich pomocą szkoli się nowy narybek i nawiązuje relacje z zaprzyjaźnionymi służbami. Nasi politycy od lat pokazują aliantom, że nie szanują nawet własnych ludzi, trudno więc oczekiwać, że partnerzy będą nas traktować poważnie. Ot typowa polska krótkowzroczność i mściwość. Tyle tylko, że od czasu kiedy władzę objęła „dobra zmiana”, co raz częściej zastanawiam się, czy to aby na pewno tylko to? Czy ktoś, kto jest głupi, może jednocześnie działać tak metodycznie i konsekwentnie? Nawet idiota nie jest w stanie niszczyć wszystkiego w taki sposób, bo to wymaga planu i ukierunkowania, a proces upadku polskich służb już od dawna przestaje wyglądać na przypadkowy. Ostatnie działania IPN to kolejny dowód, wskazujący że gdzieś na górze, bardzo wysoko działa zdrajca lub nawet cała ich grupa. Psują polskie służby powołując na kierownicze stanowiska dyletantów, partaczy oraz przestępców. Tak, ułaskawienie prezydenta, zwłaszcza budzące wątpliwość, co do jego konstytucyjności, nie zmienia faktu, że Kamiński został skazany na podstawie przepisów kodeksu karnego. A bardziej przerażające od tego, że został skazany, jest tylko to, że operacja prowadzona z naruszeniem prawa, była od początku do końca spartaczona również pod kątem merytorycznym oraz założonych celów. Polskie służby specjalne są obecnie, niemal bez wyjątków, nadzorowane i kierowane przez ludzi, którzy swoim zachowaniem wskazują na to, że równie dobrze mogą być idiotami, jak i agentami obcych służb.

Systematycznie i konsekwentnie ogranicza się możliwości operacyjne, deprecjonuje dotychczasową pracę oraz szykanuje pracowników. Wiem, że dla większości Polaków stan naszych służb to kwestia zupełnie bez znaczenia. Nie odczuwamy go chodząc do pracy, sklepu, wychowując dzieci, czy rozmawiając przez telefon. Bardziej martwimy się jutrzejszą pogodą, niż możliwością penetracji Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego przez obcych agentów. Jeśli jednak fakt słabości naszych służb dotrze w końcu do uszu dobrze zorganizowanej komórki terrorystycznej, a dzięki poczynaniom takich ludzi, jak Kamiński, Macierewicz i Cenckiewicz, w końcu dotrze. Skutki, w mniejszym lub większym stopniu, dotkną każdego z nas. Z wyjątkiem tych na górze. Oni zawsze znajdą usprawiedliwienie i poparcie swoich prawdziwych mocodawców.

Pytania?
Skontaktuj się

Formularz kontaktowy

    Wyrażam zgodę na przetwarzanie danych osobowych przez Inveritas Tomasz Broniś z siedzibą w Grodzisku-Mazowieckim, przy ulicy Osowieckiej 1G w celu przesyłania treści marketingowych na mój adres e-mail lub numer telefonu podany powyżej w formularzu kontaktowym.

    Zawiadamiamy, że administratorem Państwa danych osobowych podanych w powyższym formularzu jest Inveritas Tomasz Broniś z siedzibą w Grodzkisku-Mazowieckim, przy ulicy Osowieckiej 1G. Wszelkie pytania i wątpliwości prosimy kierować do naszego ADO, Tomasz Broniś na adres kontakt@inveritas.pl. Państwa dane przetwarzane będą wyłącznie w celu udzielenia odpowiedzi na zapytanie zgodnie z zasadą, która głosi, że przetwarzanie danych jest zgodne z prawem jeżeli jest niezbędne w celu realizacji umowy lub przed jej zawarciem. W przypadku wyrażenia powyższej zgody, dane będą również wykorzystywane do przesyłania treści marketingowych. Pełne informacje o danych osobowych znajdziecie Państwo w naszej polityce prywatności.